Od samego początku to danie wzbudzało u mnie gigantyczny apetyt. Im bliżej premiery, tym bardziej nie mogłem się doczekać, aż zanurzę zębiska w tej chaotycznej, eksplodującej strawie. Moje oczekiwania były kosmicznie wysokie… Czy gra je spełniła?
Najważniejsze składniki:
- Historia fabularna – całkiem strawna, ale eksplozji smaku się nie spodziewaj. Chaos, humor i szaleństwo – czyli klasyczny Borderlands.
- Mechanika sterowania i walki – intuicyjna i przyjemna. Grillowanie przeciwników wygląda widowiskowo i daje masę frajdy.
- Broń i gadżety – gigantyczny wybór, różnorodność podnosi zabawę do kosmicznych wartości. Każda broń to mały prezent w paczce chaosu.
- Oprawa wizualna – ładna, ale trochę jak tort ze zbyt dużą ilością lukru. Klimat komiksowego pandemonium jednak broni całość.
- Stan techniczny – tutaj jest gorzej. FPS-y skaczą niczym żaba na koksie, glitchów i bugów sporo, a GPU potrafi skwierczeć jak skwarek w reaktorze jądrowym.
Werdykt
Borderlands 4 to całkiem apetyczna strawa, w którą warto się wgryźć – zwłaszcza jeśli lubisz chaos, eksplozje i arsenał większy niż spiżarnia bandyty. Jednak lepiej poczekać na poprawki optymalizacji i bardziej rozsądną cenę.
Ocena: 6 szczypt szaleństwa na 10 – nie pełne szaleństwo, ale zdecydowanie warte spróbowania